wtorek, 24 lutego 2015

2. "Opowieść o narkomance"


Od tamtej nocy minęły trzy dni. Gdy budzik zadzwonił z niechęcią zwlekła się z łóżka. Założyła ulubioną koszulkę z logo Led Zeppelin i czarne rurki. Spakowała wszystkie potrzebne rzeczy do torby. Dorzuciła oczywiście woreczek. Woreczek z zawartością, która była jej potrzebna do życia. Potrzebna może nawet bardziej niż tlen... 
Opuściła pokój, założyła buty i chciała wychodzić z domu. 
- Śniadanie? - usłyszała dobiegający z kuchni głos matki.
- Nigdy nie jem!
- Od dzisiaj jesz!
- Nie mam zamiaru. Daj mi święty spokój...
- Czy ty tego nie widzisz? Żyjesz tylko prochami, niczym innym!
- I co z tego? I tak nie ma już dla mnie ratunku! - krzyknęła i nie chcąc dalej rozmawiać trzasnęła drzwiami. Po chwili szła już podziurawioną, rozpadającą się drogą w kierunku znienawidzonej szkoły. Mogła tam nie iść. Mogła udać się do jakiegoś baru i schlać w trzy dupy. Jednak tego nie zrobiła. Dotarła pod szkołę. Jeszcze tylko niecałe trzy miesiące i będzie wolna. Ale przez ten czas musiała znieść widok tych wszystkich fałszywych twarzy. Nie miała tam nikogo. Mary była jej przyjaciółką... Była. Wyjechała zostawiając ją samą z narkotykami. 
Miała jedynie przyjaciela. Przyjaciela starszego od siebie równocześnie będącego jej dilerem.
\Weszła do budynku kierując się prosto pod odpowiednią klasę. Nienawidziła widoku dziewczyn z grubą warstwą tapety na twarzy które codziennie kłębiły się przed wejściem czekając na bogatych chłopaków. A takich było tu sporo...
Po dzwonku wzywającym na lekcje weszła do klasy. Usiadła w ostatniej ławce w zacienionym miejscu. Tu czuła się... bezpiecznie? Można tak powiedzieć. Tu nikt nie zwracał na nią uwagi... 
Na przerwie szybkim krokiem udała się do toalety. Weszła do kabiny i wciągnęła kreskę. To była już codzienność... Narkotyki były jej życiem. Ile najdłużej bez nich wytrzymała? Trzy dni. Trzy kurewskie dni. Dłużej nie dała rady...
Po skończonych zajęciach pospiesznie wyszła z budynku. Powinna była zrobić to co zwykle - wrócić do domu, dostać opierdol za to że znowu wzięła i zamknąć się w pokoju. Sama. Sama ze swoimi problemami, których nie rozumiał nikt. Oprócz niego. Tam właśnie zmierzała. Zapukała do drzwi znajomego budynku. Domu, który mógłby być jej schronieniem, miejscem do którego wracałaby. Tak. Wolała jego dom niż swój. W drzwiach ujrzała znajomą twarz. Mieszkał tutaj, a chatka w lesie była tylko "siedzibą dilera". Wtuliła się w niego. Brakowało jej tego ciepła. Nie, nie kochała go, a bynajmniej próbowała sobie to wmówić. Weszła za nim do środka, przywitała jego matkę i skierowała się do pokoju chłopaka. Było tak jak zawsze. Grał na gitarze, a ona opierając głowę na jego ramieniu wsłuchiwała się w dźwięki muzyki. Dwie godziny minęły w oka mgnieniu.
- Muszę ci coś powiedzieć - rzucił nagle odkładając instrument na stojak stojący w rogu pokoju.
- Tak?
- Bo... Bo ja...
- O co chodzi? - zapytała.
- O... Kurwa, chodzi o wyjazd. Do Los Angeles. Na... Na dłuższy czas. Ja... Przepraszam...
- Nie! - krzyknęła, a on objął ją swoimi silnymi ramionami i pozwolił by koszulka przesiąknęła jej łzami. Nie chciał aby przez niego płakała, ale musiał w końcu jej to powiedzieć. Nie mógł tego ukrywać. Wyjazd był jedyną szansą na osiągnięcie upragnionej sławy... Ale czy na pewno tego chciał? Zdał sobie sprawę z tego że jest dla niej ogromnym oparciem. Był jej dilerem, więc to on odpowiadał za jej kontakt z narkotykami. Musi to przerwać. Postawić mur pomiędzy nią a prochami. Kiedy on wyjedzie ona może przesadzić...
Nie chciał jej puszczać jednak ona szybko cofnęła się. Z pudełka leżącego na biurku wyciągnęła mały lniany woreczek i szybkim ruchem wysypała jego zawartość na blat... Sprawnym ruchem uformowała kreskę a on widząc co chce zrobić mocno chwycił ją za nadgarstki próbując unieruchomić. Zaczęła go kopać próbując się uwolnić. Po kilku minutach walki poddała się. Puścił ją. Ze łzami w oczach podeszła do drzwi i pociągnęła za klamkę.
- Ale... - zaczął. - Wybaczysz mi?
- Zobaczymy- odpowiedziała ledwo słyszalnie wychodząc. Szła nieznaną drogą. Tak naprawdę nie obchodziło ją dokąd zmierza. Mogła przecież zgubić się i nigdy nie wrócić... Czy ktoś by za nią tęsknił? Kiedyś pomyślałaby że ma jego, a teraz... Chce zostawić ją samą. Na zawsze. Wiedziała, że kiedyś musiałoby ją to spotkać, ale nie spodziewała się że dojdzie do tego tak szybko...
Po ponad godzinie błąkania się po uliczkach widzianych po raz pierwszy na oczy wyszła na główną drogę. Zaczęło się ściemniać. Usiadła na jednej z pobliskich ławek. Wyciągnęła z kieszeni lekko pomiętą paczkę czerwonych Marlboro. Odpaliła jednego papierosa i zaciągnęła się dymem. Po kilku wypalonych fajkach wstała i ruszyła do klubu. Jedna szklanka Daniels'a. A może dwie? Tak. Dwie. A potem poszła do domu. Drzwi były otwarte więc niepostrzeżenie wślizgnęła się do środka. Udała się do swojego pokoju i zajrzała pod poduszkę w poszukiwaniu kokainy. Pusto. Ręce zaczęły jej się trząść. Wiedziała, że matka wzięła mały woreczek i spuściła jego zawartość w toalecie... Wsunęła się pod kołdrę i oddała w ramiona Morfeusza. 

środa, 11 lutego 2015

1. "Opowieść o narkomance".


Szła ciemną, leśną drogą. Znała już ją na pamięć. Było cicho. Przerażająco cicho. Słyszała tylko swoje kroki.
Mgła zaczynała robić się coraz gęstsza. Po chwili nie widziała już prawie nic. Jednak znajome światło utwierdziło ją w przekonaniu że jest tam, gdzie być powinna.
Weszła do drewnianej, małej chatki. Pleśń ciągnęła się przy suficie, a w środku niemiłosiernie śmierdziało. Na zniszczonej, podziurawionej przez myszy kanapie siedział on,
Usiadła obok biorąc jego papierosa, którego właśnie palił i zaciągnęła się dymem. Zawsze tak robiła.
- To co zwykle?
- Oczywiście. - odpowiedziała. Podała mu banknot i po chwili trzymała już w dłoni woreczek z upragnioną zawartością. Wyrzuciła zgaszony niedopałek i nic więcej nie mówiąc wyszła...
Na dworze zaczynało padać. Narzuciła na głowę kaptur długiego, czarnego płaszcza mimo iż korony drzew chroniły ją przed kroplami wody. Po jakimś czasie wyszła na ruchliwą ulicę. Skierowała się w stronę swojego domu. Nie chciała tam wracać. Wiedziała, że czeka ją kolejna kłótnia z matką i widok pijanego ojca. Mogła już z nimi nie mieszkać. Od dwóch miesięcy była pełnoletnia. Marzyła o wyprowadzce, jednak matka nie chciała nawet o tym słyszeć. Wiedziała, że jest narkomanką. Że prochy są dla niej życiem. Bała się o nią... Chodziła do szkoły, ale tylko po to żeby ją ukończyć. Ćpała na przerwach, w toaletach...
Patrzyła w kałuże tworzące się na brudnych chodnikach. Widziała w nich swoje odbicie. Zniszczona, wychudzona twarz, długie, czarne włosy, przekrwione oczy...
Mijało ją mnóstwo ludzi. Mnóstwo roześmianych ludzi. Czy wśród nich był ktoś przygnębiony? Ktoś smutny i cierpiący? Nie widziała nikogo takiego. Oprócz siebie.
To był marcowy, piątkowy wieczór. Mimo ulewy i tak wiele osób wyszło z domu. Pewnie wybierali się na imprezę, do znajomych, a może po prostu robili zakupy. Złoty blask bijący z witryn sklepowych stawał się dla niej nie do zniesienia. Było tu zbyt jasno. Zbyt głośno. Pragnęła zamknąć się w ciemnościach, w swoim pokoju. Wciągnąć kreskę. Schować się bezpiecznie pod kołdrą i nie wychodzić.
Odetchnęła z ulgą gdy znalazła się na obskurnym blokowisku. Było tu brzydko i brudno ale jej to odpowiadało. Spojrzała w górę, na migocącą latarnię. Była jedynym źródłem światła w tym miejscu, jednak ona kopnęła ją z zawziętością. Tak jak zawsze. I już po chwili owiła ją ciemność. Stała przez kilka minut wpatrując się w niebo. Było jej tak dobrze. Nie przeszkadzał jej deszcz, wiatr, mgła ani chłód.
W końcu jednak zdecydowała się wejść do domu. Wchodziła po schodach starej kamiennicy myśląc o tym, jak dzisiaj zwyzywa ją matka. Zresztą czy to ważne? I tak była przegrana. I tak dostanie opierdol. Znów padnie propozycja odwyku, którą ona tradycyjnie odrzuci. Jej serce będzie po raz kolejny rozrywane na milion maleńkich kawałeczków. Milion zajebiście drobnych kawałeczków, z których każdy będzie zadawał jej niemiłosierny ból.
Stanęła pod drzwiami prowadzącymi do mieszkania. Pociągnęła za klamkę. Zamknięte. Zaczęła głośno pukać i już po chwili ujrzała matkę. Odwróciła wzrok i weszła do środka. Ściągnęła buty i udała się do pokoju. Wiedziała, że matka za nią idzie.
- Gdzie byłaś?
- Tam gdzie zawsze - odburknęła. Zdjęła płaszcz, rzuciła go na krzesło, a sama usiadła na łóżku.
- Wiem, że znów je masz - wyszeptała - oddaj te prochy.
- Nie! Ty nie wiesz jak to jest! Nigdy tego nie zrozumiesz! A ja i tak już z tym przegrałam! To jest silniejsze ode mnie! Nic mi już nie pomoże, rozumiesz? Nic! Nic!
- Ale...
- Ale co? I tak nic nie da, jak mi to weźmiesz! Wtedy znów po to pójdę i wezmę gdzieś gdzie cię nie ma! - w jej oczach pojawiły się łzy.
- Możemy z tym wygrać...
- Nie! - przerwała - dla mnie już i tak nie ma ratunku! Żaden odwyk tu nie pomoże!Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie coś miał, a jeśli nie to ja kogoś takiego znajdę! Walka nie ma tu sensu... - rzuciła się na łóżko i ukryła twarz w miękkiej poduszce.
- Dasz radę...
- Wyjdź!
- Ale...
- Ale wyjdź! - krzyknęła. Odetchnęła z ulgą słysząc odgłos zamykających się drzwi.
Pi chwili cała poszewka była już mokra od łez. Usiadła. Cała zaczęła się trząść. Nie miała pojęcia co się z nią dzieje. Drżącymi rękami sięgnęła po woreczek otrzymany od dilera. Dilera, który był jej przyjacielem. Nie chciała tego robić. Chciała z tym skończyć. Żyć normalnie. Ale musiała. Dwa dni była na głodzie. Dwa dni, które ciągnęły się dla niej niemiłosiernie. Wysypała biały proszek na biurko, uformowała kreskę i już po chwili czuła się zdecydowanie lepiej. Dreszcze odpuściły. Wczołgała się pod kołdrę, zwinęła w kłębek... Chciała tak pozostać. Jednak wiedziała, że kiedyś to będzie musiało się skończyć.
Po kilkunastu minutach drzwi pokoju gwałtownie otworzyły się i stanął w nich on.
Ojciec.
Alkohol czuć było od niego na kilometr. Bała się go, gdy dużo wypił. Nawet jeśli ona była pod wpływem narkotyków, to zawsze kiedy widziała go w takim stanie powracała do realnego świata. Kiedy zaczął pić? Dawno. Miała wtedy może sześć lat. Były dni kiedy potrafił się opanować, ale one nie zdarzały się zbyt często. Ostatnio prawie nigdy. 
Zbliżył się do niej i z całej siły uderzył ją w twarz. Oddaliła się od niego. Chciała uciec jak najdalej. W lustrze zobaczyła czerwony ślad na swoim policzku. Ślad po jego dłoni. Odruchowo dotknęła piekącego miejsca. Czemu to zrobił? Nie miała czasu żeby nad tym myśleć. Ojciec bełkotał coś do siebie i znów do niej podszedł. Nie miała miejsca ucieczki. Stała przy szarej ścianie, ciemnej jak wszystko w tym pomieszczeniu.Nie wiedziała co on chce zrobić. Cofnął się, ale tylko na chwilę. Potem znów gwałtownie się przybliżył miażdżąc swoim butem jej gołą stopę. Bolało. Bardzo bolało. Wiedziała że jest zbyt słaba aby z nim walczyć. Nagle jednak on cofnął się na koniec pokoju, uderzył głową w szafę i zemdlał... Nie chciała by tam leżał. Z obrzydzeniem pociągnęła go za ręce i przeniosła na przedpokój. Brzydził ją. Brzydził ją alkoholik, a ona - uzależniona ćpunka - nie brzydziła się siebie...
Wróciła do pokoju tylko po to aby zabrać piżamę, po czym udała się do łazienki. Ciepła woda delikatnie obmywała jej ciało. Zmywała z niej uczucie słabości. Przynajmniej przez tę jedną chwilę czuła się tak... normalnie? Nie. Ona nigdy nie będzie taka jak wszyscy. Zapach waniliowej piany stawał się dla niej nie do zniesienia. Był słodki i nużący. Robiło jej się od niego słabo. Wysuszyła ciało, założyła piżamę, umyła zęby i wróciła z powrotem do swojego małego królestwa. Miejsca, gdzie gdy była sama czuła się dobrze. Otworzyła okno i patrzyła na krople deszczu wolno (a może szybko?) spadające z nieba. Po jakimś czasie, kilku wypalonych papierosach zamknęła okno. Przypomniała sobie jak to wszystko się zaczęło. To było tylko półtora roku temu... Wyciągnęła z małego pudełeczka karteczkę. Liścik który wraz z pierwszą kreską podała jej Mary. Mary, jebana suka. To właśnie Mary była odpowiedzialna za to gdzie ona teraz była. Obiecywała, że to nigdy nie będzie uzależnieniem... Była jej przyjaciółką, a jednak zostawiła ją. Wyjechała kilka tygodni po podaniu jej pierwszej dawki. Tak, zostawiła ją samą z narkotykami...
"Raz? A co to jest raz? Życie jest krótkie, trzeba je wykorzystać. Możesz być szczęśliwa. Co z tego że przez kilkanaście minut? Uzależnienie? A co to w ogóle jest? Nie przejmuj się, to tylko jedna kreska. Weź. Nie będziesz tego żałować.".
Kłamała
Żałowała tego.
I to bardzo...